Czasem Kościół bywa miejscem, gdzie gesty ryzyka są konieczne. Dwa wydarzenia pokazują, że papież, choć działa w cieniu krytyki, stara się otwierać drzwi tam, gdzie inni widzą tylko mur.
Pierwszy przykład to czterej biskupi Bractwa św. Piusa X. Benedykt XVI zdjął z nich ekskomunikę, choć nadal pozostawali suspendowani. Nie była to nagroda ani zgoda na ich wcześniejsze decyzje, ale gest nadziei i otwarcia drzwi do pojednania. Papież powiedział: „Wracajcie do Piotra”. To krok ryzyka – bo łatwo było go źle zinterpretować – a jednak niezbędny, by umożliwić powrót do pełnej jedności.
Drugi przykład to figurki Pachamamy w Watykanie podczas Synodu Amazońskiego. Niektórzy poczuli się oburzeni: „Czy papież wprowadza pogaństwo do Kościoła?” Ale intencja była inna: szacunek dla duchowej tradycji ludów tubylczych, bez nadawania jej statusu bóstwa. To gest otwartości i dialogu – zaproszenie, by te kultury odkryły w Chrystusie prawdziwe źródło życia.
Łączy te gesty jedno: odwaga duszpasterska Piotra naszych czasów - Papieży. Czasem trzeba otworzyć drzwi, nawet gdy świat patrzy z niedowierzaniem. Nie chodzi o aprobatę błędu, lecz o wezwanie do miłości, pojednania i nawrócenia.
W Mszy trydenckiej Lefebrystów dostrzegamy pragnienie zachowania piękna i głębi tradycji. W Pachamamie – pragnienie wyrażenia duchowości, którą Kościół chce uzdrowić w światle Ewangelii. W obu przypadkach wyzwanie jest podobne: jak łączyć wierność z otwartością, jak kochać i prowadzić, nawet gdy inni nie rozumieją.
Może w tym tkwi lekcja dla nas wszystkich: nie bać się gestów ryzyka, nie bać się dialogu ani z tymi, którzy trwają w dawnych podziałach, ani z tymi, którzy dopiero odkrywają wiarę. Bo papieska odwaga uczy, że prawdziwa miłość potrafi działać tam, gdzie jeszcze jej nie dostrzegamy.